piątek, 2 kwietnia 2010

jest inaczej.

psuje mi się moja mała analogowa przestrzeń. igła zjechała i porysowała płytę, więc jest, że tak powiem trochę nie zgrabnie, dupa. i nic poza tym. obrazy też się zamazały, monet istny. już zapomniałam, że życie to jest surfing i trzeba dać się ponieść fali. ale co to za fala w stawie. i warunki atmosferyczne też nie sprzyjają. po prostu się nie układa na żadnej płaszczyźnie, ani meta, ani para, ani nawet orto. pora na malowanie paznokcie. ups lakier się rozlał. ale może być gorzej. pozostaje tylko upajać się słodkim dźwiękiem krzeseł szurających po podłodze i szumem dochodzącym zza drzwiczek zmywarki. industrialne wybrzeże. fabryka doznań także pozazmysłowych. aczkolwiek ja takich nie znam, nie przedstawiły się, ogólnie rzecz ujmując olały mnie. no to do nich się nie odezwę, nie. o tak zwyczajnie. chociaż ponoć w święta nie można trzymać urazy, ale to nie są moje wyrazy. fristajl mały. bitwa pod blokiem. ziomy wstają z ławek, zapodają bit i bibitwa na rymy. pokaż co tam masz. możesz stracić wszystko albo rządzić ósmą milą. rabbit wypada z gry. no i kto jest alfons? ba, wiadomo. ok, koniec z bujaniem się na ośce i udawaniem, że dobry lans nie jest zły. trzeba tu jakąś składnie budować, konstruktywnie działać konstrukcyjnie i te rzeczy, sprawy.
no to idę nakarmić małego głoda bo ma niepokojąco piwny odcień. buziaczki.

Brak komentarzy: