sobota, 16 lipca 2011
Kamera w źrenicy.
Pływam bezwiednie w nicości swiata. Dochodzą do mnie tylko niewyraźne dźwięki, karykaturalne obrazy z przestworzy. Kosmos stał się moim grzechem. Nowym wstydliwym uzależnieniem. Zamykam oczy i widzę obce, perfekcyjne postacie. Szczęśliwe. Anioły bez skrzydeł? Demony w atrakcyjnych kostiumach? To nie ludzie, wiem na pewno. Człowiek nie dosięga absolutu. Umiera i nie jest szczęśliwy. Przykra tajemnica. Ma tylko pozorną, uzurpatorską władzę, która nie obejmuje nawet jego życia. Słodkie oblicza stają się coraz bardziej przejrzyste. W końcu bezpowrotnie znikają. Zrodziło się w moim sercu krótkie rozczarowanie. Chwila szczęścia upłynęła jak trzepot skrzydeł ćmy, tańczącej nocą w okół żarówki. Znowu jestem sama, ze sobą, swoimi krzywymi biodrami i nieuczesanymi włosami. Patrzę w brudne okno, nieprzyzwoicie ślepe. Wzmaga tylko niepokój.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz