piątek, 8 lipca 2011

Siwy kot dziś przebiegł mi drogę.

Obudziłam się dziś stara. Tak, wiem to. Wstałam, przetarłam sen z powiek, spojrzałam w lustro i już wiedziałam. Brzydka zmarszczka na czole niezbyt czule przeze mnie pogłaskana. Dwa siwe włosy buntowniczo sterczące. Resztki kolacji na spodniach od piżamy z małym księciem. Niepokojąco cyniczne spojrzenie oczu otoczonych cieniami zmęczenia. Jutro pewnie dojdzie nieświeży oddech, paradontoza, artretyzm i jeszcze kilka symptomów zejścia. Tak to wszystko to musi być wiek. Ten niewinności skończył się w długiej kolejce gnębiącej przeciętności. Od października zasilę masę siły roboczej bezprzyszłości, pozbawiona ostatków godności. Rymy na śniadanie. Tym czasem kawa vol. 2 zanim mój krowokapeć zostanie narzędziem do unicestwienia telewizora. Morning glory pass away. Moje uszy nie zdzierżą kolejnej minuty tych bulimicznych pisków. Przecież głuchota i tak przyjdzie wkrótce. Always look on the bright side.

Brak komentarzy: