wtorek, 14 października 2008

autostrada numer siedem.

ciało do ciała i powstaje masa biała. śnieżno biała jak po proszku marki vizir. mózg więc do wirówki wsadziłam i go pięciokrotnie zakręciłam. wyczyścił mi się. jestem teraz czysta jak dawniej, będę mówić ładniej i składniej. myśleć przestaję i dłonie swe oddaję. bez ręczna teraz jestem. ustami malować będę rabatki i na zielonym polu kwiatki. surrealizm jest to srogi, twarz mi odłupała nogi. facet mnie rzuca i kuca. wsiądzie na brunatnego kuca, konia, konika tęgiego niczym rzeczpospolita bez majtek. ej kajtek, koniec z pruderią. wzniosłość niska. kubek w twarz mi ciska pusta miska. ał ała rzęsa jest już zła, przeterminowana. krótko terminowa była, więc krótko żyła, lecz intensywnie, wcale nie pasywnie. trzepotałam nią dzień w dzień, gdyż dawała miły cień.
topola i bawełna eko. mleko będzie czeko. czekolada. gratka nie lada dla minigagatka. gatki w bratki. w ręku pietruszki natki. pietruszka ma dużo witaminy ce. ce jak cebula. cebula jak w gardle gula. skacze i podskakuje przytula mnie wewnętrznie czule.
uwiecznię życie stawonoga. swoje. ja też mam nogi w stawie. wodzę rękami po trawie. jak przyjemnie natury być bliżej fikcyjnej ulotnej i trochę błotnej.
zamarznę. zamarzłam. topnieć nie topnieję, chociaż woda się ze mnie leje. po mnie, po moim ciele wątłym niegdyś. kiedyś zbuduję statek i przepłynę jak noe arką, świat zatopiony nie cały. w końcu jest taki mały. czasami niedbały i często ospały. nozdrza rozszerzam i kotu się zwierzam. sekrety mu intymne powierzam.
stopka redakcyjna, notka napisała ją dziś chłopka. koniec kropka.

Brak komentarzy: